W telewizji, kościele czy szkole ciągle na okrągło mówi się o tym że trzeba pomagać. Jesteśmy skłaniani do pomocy starszym osobom, chorym, uciekinierom, głodującym i biednym. Równie chętnie jesteśmy namawiani do udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej.
Dlaczego warto pomagać w kryzysowych sytuacjach nie tylko najbliższym znajomym?
Kampanie reklamowe głośno eksponują hasła nawiązujące do wykonywania uciśnięć w stosunku 30:2, oraz nie obawianiu się reakcji kobiet w przypadku przymusu odsłonięcia klatki piersiowej. Polacy deklarują pomoc w przypadku gdyby spotkali osobę w potrzebie lub w bezpośredniej sytuacji zagrażającej zdrowiu lub życiu. Lecz jak to jest w rzeczywistości.
W zeszłym tygodniu wracając z pracy zauważyłam, że pod pobliskim drzewem leży mężczyzna. Nie mogłam ocenić jego wieku. Jego twarz była zwrócona kierunkiem do ziemi, a czapka z daszkiem leżała obok. Wokół kręciło się sporo ludzi. Byli to mieszkańcy pobliskich bloków w tym staruszkowie siedzący na ławeczkach, matki z dziećmi na placu zabaw oraz dorośli wracający z pracy. Po wejściu do mieszkania zaczęłam bacznie obserwować poszkodowanego z okna mojego mieszkania. Bałam się podejść do niego bliżej. Poza tym owszem dyplom z kursu pierwszej pomocy mam i to całkiem świeży no ale teoria teorią, a życie życiem. Nie wiedziałam czy znajduje się pod wpływem alkoholu czy być może potrzebuje pomocy. Jednak strach sparaliżował mnie na tyle, że pierwsze co wpadło mi do głowy to baczna obserwacja z okna w celu wyłapania jakichkolwiek oznak życia. Jegomość po chwili poruszył się zmienił pozycję na bardziej wygodną i najprawdopodobniej poszedł spać dalej. Pomyślałam uff żyje. Jednak sam fakt, że leży pod drzewem na ziemi nie dawał mi spokoju. Przecież to człowiek mimo, że pijany nie powinien znajdować się w takich warunkach. I rozpoczęła się wewnętrzna walka. Wezwać służby porządkowe, czy czekać, aż zrobi to ktoś inny. Bo przecież jak myśli większość to nie moja sprawa, są inni. A głos mojego sąsiada słyszany zza okna „wyśpi się to wstanie i pójdzie do siebie” wcale mi nie pomagały. Postanowiłam wezwać policję. Po około 10 minutach grzeczni panowie zapakowali jegomościa do wozu.
Otrzeźwienie i przywrócenie do stanu kontaktu trwały wprost proporcjonalnie do stanu upojenia alkoholowego. Odetchnęłam z ulgą, bo mimo iż jego stan nie był spowodowany bezpośrednim zagrożeniem życia to jego stan upojenia mógł spowodować na przykład zatrzymanie akcji serca lub odruch wymiotny o którym nie od dziś wiadomo że może spowodować, iż osoba leżąca zakrztusi się własnymi wymiocinami. Poza tym co z godnością człowieka? Czy jego stan musi być wystawiony na widok publiczny? Czy to adekwatne, aby dzieci bawiące się obok widziały go w takim stanie? Cała sytuacja zakończyła się szczęśliwie. Człowiek żyje i oprócz kaca w tym moralnego nic złego mu się nie stało. A co gdyby jednak się stało?
Mój telefon przeciągnięty w czasie (cała akcja trwała około pół godziny) nie pomógłby uratować mu życia
Przechodnie o zgrozo było ich multum (oprócz zwykłego szturchnięcia) nie reagowali zbytnio adekwatnie do sytuacji. A ja w obawie przed negatywną opinią sąsiadów zadzwoniłam anonimowo i nie opuściłam swojego mieszkania ani na chwilę no bo przecież po co robić aferę skoro wyśpi się to wstanie i pójdzie dalej…. A ty jak reagujesz na takie sytuacje? Czy kiedyś zdarzyło Ci się udzielić komuś pomocy?
źródło: portal ogólnotematyczny – www.zagadka.pl